niedziela, 9 października 2016

Biało-czerwone klątwy

Robert Lewandowski, źródło: http://gfx.radiozet.pl

Miniony weekend upłynął pod znakiem eliminacji do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, zatem dziś zmieniamy temat i przenosimy się na boisko! Jak większość z nas wie, polska reprezentacja po raz kolejny zafundowała nam niezły thriller, tracąc w meczu z Danią 2 bramki na własne życzenie, pomimo pewnego prowadzenia 3:0 po 47 minutach spotkania. Bogu niech będą dzięki za talent Roberta Lewandowskiego, który jest dla tego zespołu bardziej wartościowy niż chyba sam Cristiano Ronaldo dla swojej reprezentacji, i nikt mi nie wmówi, że zakładając biało-czerwony trykot, mniej się stara. Nie zliczę sytuacji, w których nasz as wykonywał zadania przyporządkowane pozostałym kolegom z drużyny, a mimo tego i tak potrafił aż trzykrotnie pokonać Kaspera Schmeichela.
Przed nami jeszcze mecz z Armenią, więc póki co wstrzymam się od osądów na temat szans polskich piłkarzy w tych eliminacjach, niemniej jeśli (nie daj Boże) coś poszłoby nie tak, grozi nam mała powtórka z tak zwanej "klątwy Bońka". Tego na pewno byśmy nie chcieli, zwłaszcza, że jeszcze 3 miesiące temu wszyscy zobaczyli, jak niesamowity potencjał ma nasza obecna kadra. Zaraz, zaraz, jaka klątwa Bońka? O co tu właściwie chodzi? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się w czasie o dokładnie 30 lat.

Oficjalne logo Mistrzostw Świata w 1986 r., źródło: www.polski-sport.pl
 
Na meksykański mundial w 1986 roku (mistrzostwa miały odbyć się pierwotnie w Kolumbii, jednak pogrążony w chaosie kraj wycofał się z organizacji w ostatniej chwili), Polacy pojechali nie tylko jako brązowi medaliści poprzednich mistrzostw, ale także jako zwycięzcy grupy eliminacyjnej – na pokonanym polu pozostawiliśmy Albanię i Grecję, krwi napsuła nam jedynie nieco Belgia, w której występowało wówczas sporo szanowanych w Europie piłkarzy, jednak awansu nikt nam nie odebrał. Mieszane uczucie wśród kibiców wywołał za to zestaw naszych przeciwników już w fazie grupowej mundialu – los przydzielił nam dość egzotyczne dla przeciętnego kibica Maroko, zawsze groźną Portugalię i jak zwykle znajdującą się w gronie faworytów Anglię. Jednak to my mieliśmy coś udowodnić, w końcu byliśmy wciąż aktualną trzecią drużyną świata.
Bardzo złym omenem okazał się mecz numer jeden. W nieludzkiej wręcz temperaturze na stadionie w Monterrey, Polacy bezbramkowo zremisowali z reprezentacją kraju, który większości kojarzył się głównie z tytułem słynnego melodramatu z Humphrey'em Bogartem i Ingrid Bergman w rolach głównych. Marokańscy zawodnicy nie mieli nic do stracenia i ambitną grą pozbawili naszych piłkarzy ich największych atutów. Nastroje poprawił nieco kibicom mecz z Portugalią. Biało-czerwoni ponownie walczyli nie tylko z przeciwnikiem, ale i temperaturą, jednak tym razem udało się strzelić jedną bramkę, a jej autorem był Włodzimierz Smolarek. 1:0 przybliżyło nas do awansu, a bardzo słaba dyspozycja reprezentacji Anglii (0:0 z Maroko i 0:1 z Portugalią) miała nam w nim tylko pomóc. Rzeczywistość okazała się jednak bardzo brutalna. Gary Lineker w zaledwie 25 minut pokazał polskiej kadrze miejsce w szeregu, aż trzykrotnie znajdując drogę do bramki. Polacy nie mieli w tym spotkaniu żadnych atutów, a perspektywa awansu nagle niespodziewanie bardzo się oddaliła. Na szczęście dla nas, wyniki w innych grupach ułożyły się w sposób promujący Biało-czerwonych awansem z trzeciego miejsca. Co ciekawe, najlepszą drużyną w naszym gronie okazało się Maroko, po sensacyjnym zwycięstwie nad Portugalią.
Niestety, narodowe nastroje ponownie popsuły się po tym, gdy wyłonił się nasz rywal w 1/8 finału. Chociaż z reprezentacją Brazylii do tej pory toczyliśmy raczej wyrównane boje, postawa drużyny w meczu z Anglią i świetna forma "Canarinhos" w fazie grupowej kazały oczekiwać najgorszego. Rzeczywistość potwierdziła te obawy, a wręcz je przebiła. Na stadionie w Guadalajarze, przy asyście okrutnego wręcz upału, Polacy, pomimo dość obiecującego początku, wyglądali przy Brazylijczykach jak drużyna juniorów. Niestety, słabe strony, które wyszły na jaw w meczu z Anglią, przez Socratesa i spółkę zostały tylko uwypuklone, a spotkanie zakończyło się haniebnym wynikiem 0:4.

Zbigniew Boniek, źródło: www.sportano.net

Ten mecz sprawił, iż wylecieliśmy z mundialu z wielkim hukiem, a selekcjoner Antoni Piechniczek, któremu szybko zapomniano, jak wielki sukces osiągnął cztery lata wcześniej, podał się do dymisji. Cały naród najbardziej zabolały jednak słowa, które po spotkaniu wypowiedział najlepszy wówczas zawodnik naszej reprezentacji, Zbigniew Boniek: „Wszystkim się w głowach poprzewracało. Już sam awans do mistrzostw jest wielkim sukcesem i jeszcze zatęsknimy za polskimi awansami”. Słowa obecnego prezesa PZPN okazały się niestety prorocze i na kolejny występ w wielkiej piłkarskiej imprezie czekaliśmy aż 16 lat. Dlaczego zatem w ogóle przytaczam całą tę historię?
Polska reprezentacja przez wiele lat nie miała szczęścia do mistrzostw Europy, za to jak już graliśmy na mundialu, to wstydu zwykle nie przynosiliśmy. W ostatnim dziesięcioleciu dużo się jednak w tej materii zmieniło – jeżeli już na jakichś mistrzostwach gramy, to właśnie na Euro. „Klątwę Bońka” w świetnym stylu przełamał ze swoją kadrą Jerzy Engel, niestety, występ na MŚ 2002 w Korei Płd. i Japonii, był kiepski, a Polacy wrócili do domu po trzech spotkaniach w grupie. Tak samo źle poszło drużynie Pawła Janasa na mundialu w Niemczech i w 2006 roku nasza przygoda również zakończyła się na fazie grupowej. Od tej pory, mistrzostwa globu są dla nas nieosiągalne, lecz w międzyczasie udało nam się zagrać aż na trzech czempionatach z rzędu w Europie. Edycje 2008 i 2012 lepiej pozostawić bez komentarza, gdyż skompromitowaliśmy się tam jeszcze bardziej niż za Engela i Janasa (w dodatku w 2012 r. grając jako współgospodarz), na szczęście jednak świeżo zakończone mistrzostwa we Francji każą upatrywać w nas drużynę, która na mundial w 2018 r. powinna pojechać.
Z drżeniem serca obserwuję więc początek naszej drogi do Rosji. Falstart z Kazachstanem został ogłoszony jako wypadek przy pracy; niestety sobotnie spotkanie z Danią, chociaż do 50 minuty znakomite, w drugiej połowie przyprawiało widzów o szybsze bicie serca i pokazało wielką słabość, jeśli chodzi o grę naszych zawodników przy pewnym prowadzeniu. Nie może być tak, że Robert Lewandowski wiecznie nas ratuje – jego renoma znana jest na całym świecie, a obrońcy każdego zespołu mają za zadanie gryźć ziemię, aby tylko as Bayernu nie doszedł do akcji. Widać, jak bardzo wypadł z gry Krychowiak, jak złym posunięciem był transfer Kapustki (brakowało tego typu piłkarza na boisku) i jak sypie się nasza defensywa, gdy w nie najlepszej formie jest Kamil Glik. Ewidentnie brakuje spokoju i zwykłego w świecie „wyluzowania”. Wtorkowy mecz z Armenią z pewnością odpowie na wiele pytań, jednak na dzień dzisiejszy jedno jest pewne – kadra Nawałki musi się obudzić i być może zadziałać powinni tu przede wszystkim psychologowie, gdyż umiejętności naszym zawodnikom odmówić nie można (w sobotę kilku z nich pokazało parę naprawdę świetnych zagrań – mówię tu chociażby o Grosickim, czy nawet Jędrzejczyku), ale coś ewidentnie dzieje się w ich głowach.

Oficjalne logo Mistrzostw Świata w 2018 r., źródło: http://www.weglobalfootball.com

„Klątwa Bońka” w latach 1986-2002 dotyczyła wszystkich imprez wysokiej rangi. Obecnie musimy walczyć o to, aby stare demony nie powróciły w nieco innej formie i nie upatrzyły sobie w sposób szczególny mistrzostw świata. W końcu nie oszukujmy się, mimo iż klątwę udało się przerwać, występy w 2002 i 2006 roku były bardzo słabe i wielokrotnie można było usłyszeć, że „po co myśmy tam w ogóle jechali, lepiej by było, jakbyśmy nie awansowali”. Kibicujmy zatem Nawałce, Lewandowskiemu i spółce, aby obecne eliminacje przerwały nie tylko kiepską passę mundialową, ale miały swoją kontynuację również na właściwych mistrzostwach, a cały naród mógł cieszyć się z gry naszych Orłów co najmniej tak, jak jeszcze 3 miesiące temu we Francji!

Pozdrawiam,
Daniel Wu., AKA Bzdur Stejk

2 komentarze:

  1. Na piłce nożnej się nie znam, ale pozdrawiam i zgłaszam, że przeczytałam:D

    OdpowiedzUsuń