I
znów się zaczyna... miesiąc pełen małżeńskich kłótni,
przyjacielskich i biznesowych zakładów, energicznych rozmów do
późnego wieczora. Test dla wszystkich dekoderów i telewizyjnych
odbiorników, szlaban na "M jak Miłość" czy "Barwy
Szczęścia", ofensywa niezdrowych przekąsek i napojów w
każdym domu. Amnestia na małe grzeszki typu powrót do domu po
północy, czy jedno piwko więcej z kolegami. Dominacja koloru
zielonego, a u nas (oby jak najdłużej) białego i czerwonego.
Ta-daaam! XXI Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej czas zacząć!
Kiedy
przed ośmioma laty za jednym zamachem wybrano gospodarzy mundialu na
rok 2018 i 2022, nie obyło się bez kontrowersji – ba, rezultat
uznano za perfidny przejaw korupcji i kolesiostwa na najwyższym
szczeblu organizacyjnym FIFA. Sternikom światowego futbolu nie po
raz pierwszy zarzucano sprzedajność i służalczość względem
petrodolarów i rubli pompowanych przez Gazprom. Rosja 2018 i Katar 2022 – na pewno
nie brzmiało to tak dobrze jak Niemcy 2006 czy Brazylia 2014. Nawet
niespecjalnie obeznany widz raczej nie postawi znaku równości
pomiędzy piłką nożną, a definicją sportu narodowego w maleńkim
Katarze. Nie o tym jednak chcę tu dziś pisać – jak wszyscy
wiemy, protesty i zażalenia zdały się na nic, dzięki czemu już
za chwilę po raz kolejny będziemy świadkami zmagań 32 drużyn,
walczących między sobą o zdobycie najbardziej pożądanego trofeum
w historii piłki nożnej.
Jeszcze
w ubiegłej dekadzie, przed taką imprezą, faworytów można było
wskazać dość łatwo – czołówka światowego futbolu ograniczała
się do raptem kilku drużyn, triumfatorem okazywała się
ostatecznie reprezentacja rzeczywiście w danym okresie najlepsza, a
w przeciwieństwie do np. Euro 2004, mundial nie zwykł obfitować w
niespodzianki. Warto też dodać, że jedynie Hiszpania w roku 2010
triumfowała w swojej historii po raz pierwszy. Dla Brazylii w 2002
r. było to zwycięstwo numer pięć, a dla Włochów w 2006 (i
Niemców w 2014), tytuł numer cztery. Samo grono triumfatorów MŚ
do dziś jest zresztą bardzo doborowe, ogranicza się bowiem
zaledwie do ośmiu zespołów. To tylko pokazuje, jak trudnym i
niezwykle elitarnym turniejem są mistrzostwa świata w piłce
nożnej.
Poniżej
chciałbym przedstawić listę drużyn, które moim zdaniem
będą liczyć się w walce o tytuł na rosyjskich boiskach. Celowo
nie używam słowa "faworyci", gdyż w tym roku stawka
wydaje się naprawdę wyrównana. Ja na pewno nie odważę się
koronować kogokolwiek, nie ma zatem co przywiązywać się do
kolejności zaproponowanej poniżej.
Brazylia
– najbardziej utytułowana reprezentacja w historii (5 zwycięstw),
nie bez powodu co cztery lata wymienia się ją w gronie głównych
faworytów. Gospodarz poprzedniego mundialu, który zakończył się
dla "Canarinhos" totalną kompromitacją – makabrycznym
1:7 z Niemcami w półfinale i niesmacznym 0:3 z Holandią w meczu o
3. miejsce. Wszystko wskazuje jednak na to, że teraz w drużynie dzieje
się dobrze, a kibice mogą mieć powody do optymizmu –
Brazylijczycy w świetnym stylu wygrali eliminacje w strefie
południowoamerykańskiej, zespół jest budowany wokół młodszych
i zwyczajnie lepszych zawodników, niż ci, którzy brali udział w
pamiętnej klęsce sprzed czterech lat, a tacy gracze jak znakomity
bramkarz Alisson, przebojowy Philippe Coutinho, młodziutki, ale już
ukształtowany Gabriel Jesus, czy w końcu jeden z najsłynniejszych
i najlepszych piłkarzy globu Neymar, dają nadzieję na osiągnięcie
dobrego wyniku. Selekcjoner Tite też wygląda na człowieka, który
wie co robi. Może być ciekawie.
Niemcy
– obrońcy tytułu, zadaniowcy, typowa drużyna turniejowa. Bez
wielkich gwiazd w składzie, ale niezwykle zgrana i znakomicie
ułożona. W eliminacjach nie straciła ani jednego punktu, w
ostatnich spotkaniach towarzyskich grała co prawda przeciętnie, ale
dla niej to akurat dość typowe, gdy zbliża się wielka impreza.
Niemcy na mundialach czują się jak ryby w wodzie – do tej pory po
cztery razy zdobywali złoto, srebro i brąz – nikt nie stawał na
podium tyle razy co oni. Osobiście uważam, że o obronę tytułu
będzie im bardzo ciężko, gdyż Oezil to już nie ten zawodnik, co
cztery lata temu, Neuer dopiero co wrócił po bardzo długiej
przerwie spowodowanej poważną kontuzją, a Mueller od dobrych dwóch
lat gra totalny piach. Zdecydowanie brakuje też generałów z
prawdziwego zdarzenia, takich jak Lahm czy Schweinsteiger, którym w
szatni nikt nie podskoczył i nie pozwolił sobie na gwiazdorzenie
niczym sensacyjnie niepowołany Leroy Sane. Największą gwiazdą
drużyny wydaje się Toni Kroos, najlepszy chyba obecnie rozgrywający
na świecie, pytanie jednak czy on jeden w tak dobrej formie
wystarczy. Ten turniej będzie też chrztem bojowym dla dwóch graczy
– Marco Reus (chyba) nareszcie zagra na wielkiej imprezie, przez co
ma bardzo dużo do udowodnienia, natomiast młodziutki Timo Werner, w
którym wszyscy chcą widzieć następcę Miroslava Klose, będzie
musiał udowodnić, że zasługuje na przywdziewanie koszulki z
numerem "9".
Włochy
– czterokrotni mistrzowie świata, faworyci wielu... a nie, wróć,
przecież oni na ten mundial nawet się nie zakwalifikowali!
Hiszpania
– nie, nie lubię tej drużyny. Tak, będę kibicował, żeby
odpadła jak najwcześniej. Jednak w tym elitarnym gronie umieścić
ją muszę, w składzie ma po prostu za dużo znakomitych zawodników.
Powtórka z zeszłorocznego mundialu jest w zasadzie niemożliwa, z
takimi przeciwnikami w grupie, już teraz może szykować się na 1/8
finału – o ile z Portugalią szykuje się wyrównany i ciekawy
mecz, to już takie Maroko czy Iran ograłaby reprezentacja U-17. W
składzie "La Roja" znaleźli się starzy i chyba już
nieco wypaleni znajomi, czyli Pique, Ramos, Busquets, Iniesta i David
Silva, mnóstwo tu jednak też piłkarzy głodnych sukcesów, którzy
pojawili się w reprezentacji już po wielkich latach 2008-2012 –
mowa tu m.in. o genialnym bramkarzu Manchesteru United Davidzie De
Gei, asach Atletico Madryt w postaci Koke i Saula, czy
przedstawicielach Realu – Isco, Marco Asensio i Lucasie Vasquezie.
To może być naprawdę wybuchowa mieszanka, zdolna do osiągnięcia
bardzo dobrego wyniku.
Francja
– zastanawiam się, czy na papierze nie jest to najsilniejszy
zespół na tych mistrzostwach. Sama ofensywa, w której występują
Griezmann, Lemar, Giroud, Mbappe, Dembele czy Fekir wygląda jak
jakieś piłkarskie Avengers. Samo za siebie mówi też to, że w
kadrze zabrakło miejsca dla takich piłkarzy, jak Martial czy Coman,
że już nie wspomnę o od dawna niepowoływanych Benzemie czy
Riberym. A jest tu jeszcze przecież Pogba, Matuidi, Kante, Tolisso,
świetny blok defensywny, bardzo pewny bramkarz Lloris... zwycięstwo na
Euro 2016 było o krok, jednak mocniejsza okazała się Portugalia.
Teraz o triumf będzie jeszcze ciężej, jednak z takim składem i
całkiem inteligentnym selekcjonerem, jakim jest Didier Deschamps,
najtrudniejszymi przeciwnikami "Tricolores" mogą okazać
się... oni sami.
Belgia
– najzdolniejsza
generacja w historii belgijskiego futbolu dawno już dorosła i każdy
inny wynik niż medal zostanie odebrany w kraju jako porażka. W
sumie nie powinno to dziwić – jeżeli w składzie znajdują się
takie asy jak Courtouis, Verthongen, Kompany, Mertens, de Bruyne, E.
Hazard czy Lukaku, oczekiwania muszą być wysokie. Dwa ostatnie
turnieje zakończyły się dla Belgii już w ćwierćfinale – w
Brazylii lepsza okazała się Argentyna, a na Euro we Francji dość
niespodziewanie Walia. Niestety, w tym roku znów może być
podobnie, gdyż zakładając najlepszy scenariusz, w ćwierćfinale
rywalem "Czerwonych Diabłów" będą Brazylijczycy. A z
nimi żartów nie będzie. Z drugiej strony – jak nie teraz, to
kiedy? Ta drużyna może pokonać nawet "Canarinhos".
Holandia
– żartowałem. Też się nie zakwalifikowali.
Argentyna
– jedna z
największych niewiadomych tego mundialu. Eliminacje były dla
"Albicelestes" prawdziwą katorgą, do ostatniej kolejki
nie było wiadomo, czy dwukrotnemu triumfatorowi MŚ i finaliście z
2014 r. uda się w ogóle do Rosji pojechać. Atmosfera zarówno w
kraju, jak i drużynie też jest ciężka, decyzje selekcjonera
Sampaoliego nieraz doprowadzały kibiców do furii, wielu zawodników
nie znajduje się swojej optymalnej formie. Jednak gdy w drużynie ma
się kogoś takiego jak Leo Messi, nigdy niczego nie można z góry
przesądzić. Gwiazdor Barcelony nieraz już potrafił przejść obok
meczu, by nagle odpalić z jakimś nieziemskim zagraniem i dać
swojej drużynie zwycięstwo, mimo że wcześniej nic tego nie
zwiastowało. A na samym Messim drużyna się nie kończy, w końcu
taki Dybala, Higuain, Di Maria czy Aguero nie zaczęli grać w piłkę
wczoraj i z niejednego pieca już chleb jedli.
Anglia
– najdziwniejsza
drużyna w historii piłki nożnej. Ojczyzna futbolu, to na jej ziemi
rozgrywane są spotkania najbardziej widowiskowej ligi świata, która
od lat dostarcza reprezentacji wielu rewelacyjnych piłkarzy... a
mimo to jedynym jej sukcesem jest mistrzostwo świata w 1966 roku,
zdobyte na własnym terenie po jednym z największych piłkarskich
skandali, jakie widział świat. Poza tym brąz na Euro 68 i tyle.
Poza edycją 66, Anglicy do półfinału mundialu dostali się tylko
raz (!) – w 1990 roku. Dlatego też przy okazji jakiegokolwiek
turnieju, stawianie Anglików w roli głównych faworytów rodzi
zwykle falę wielu ironicznych i prześmiewczych komentarzy ze
wszystkich stron. Ale jak tu zignorować zespół z takimi
zawodnikami w składzie jak Harry Kane, Delle Ali czy Raheem
Sterling? Podejrzewam, że nawet jeśli dojdą do tego ćwierćfinału
(chociaż kto wie, czy wcześniej nie spotkają się z Polską, a
tutaj może być różnie), to wszelkich złudzeń pozbawią ich
Niemcy, ale z drugiej strony... może nadszedł właśnie ten czas,
kiedy wyśmiewana od lat reprezentacja Anglii sprawi jakąś
niespodziankę, w końcu grając bez presji jak na większości
poprzednich turniejów?
Portugalia
– aktualny, dość
niespodziewany mistrz Europy. Drużyna grająca ostatnimi czasy mało
widowiskowo, ale bardzo skutecznie. Świetne występy na turniejach
przeplata fatalnymi – cztery lata temu w Brazylii nie wyszła nawet
z grupy. Mając jednak w składzie takiego piłkarskiego dzika, jakim
jest Cristiano Ronaldo, zawsze może mierzyć wysoko. Czegokolwiek by
się o nim nie mówiło i nie słyszało, a ostatnimi tygodniami
gwiazdor Realu nie ma zbyt dobrej prasy, jest to piłkarz, który
potrafi odpalić w najmniej oczekiwanym momencie i z zera przemienić
się w absolutnego bohatera. Dla zespołów, w których występuje,
od zawsze jest bezcenny i nawet jeśli czasem nie wyjdą mu dwa
spotkania, to w trzecim strzela hat-tricka i nikt już mu nie pamięta
kiepskiej formy z wcześniejszych meczów. Dodajmy do tego będącego
w świetnej formie Bernardo Silvę, zdolnego Adriena Silvę i
znakomitego stratega, jakim jest selekcjoner Fernando Santos i nagle
strefa medalowa przy dość korzystnej drabince wcale nie okazuje się
taka odległa.
Chorwacja
– osobiście uważam, że
może to być czarny koń tego turnieju. Grupę ma bardzo wyrównaną,
ale posiada też wiele argumentów, żeby wyjść z niej na pierwszym
miejscu. Przy korzystnej drabince może dojść nawet do półfinału,
a takim zawodnikom jak Luca Modrić, Ivan Rakitić, Mario Mandżukić,
Ivan Perisić czy Mateo Kovacić z pewnością marzy się powtórka
osiągnięcia ich starszych kolegów z mundialu we Francji sprzed
dwudziestu lat. Oczywiście, równie dobrze z tej grupy mogą nie
wyjść (co w ich przypadku nie byłoby niczym nowym), niemniej radzę
zwrócić uwagę na tę drużynę, gdyż może na tym turnieju trochę
namieszać.
Polska
– na
koniec oczywiście parę słów o naszych Biało-Czerwonych. Raczej
mało kto postawi pieniądze na zwycięstwo naszej reprezentacji w
Rosji, jednak wrodzony patriotyzm i sympatia do naszych "Orłów"
każe spojrzeć na drużynę Nawałki łaskawym okiem i szukać w
niej jak największej ilości pozytywów. Przede wszystkim –
piłkarsko jesteśmy znacznie mocniejsi niż w 2002 i 2006 roku.
Robert Lewandowski to światowa marka, zawodnik, który jest dla
naszej reprezentacji bardziej wartościowy niż Messi dla Argentyny i
C. Ronaldo dla Portugalii. Świeżo upieczony król strzelców
Bundesligi, najlepszy strzelec eliminacji do mundialu, człowiek
instytucja. Nieustannie powtarza, że to najważniejsza impreza w
jego życiu, więc możemy mieć gwarancję, że na boisku będzie
dawał z siebie 100 %. Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski
zagrają swój pierwszy i prawdopodobnie ostatni mundial, więc o ich nastawienie też możemy być spokojni. Obojczyk Kamila Glika
został wytworzony chyba na samym Olimpie, gdyż kontuzja, która
miała wyeliminować naszego szefa defensywy na około 2 miesiące,
jakimś cudem okazała się urazem, który nie eliminuje defensora
Monaco z rosyjskich zmagań – na mecz z Japonią ma być gotowy.
Przed Piotrem Zielińskim pojawia się idealna okazja na
udowodnienie, że może stać się jednym z najlepszych
rozgrywających Europy, a Grzegorzem Krychowiakiem, że wciąż umie
grać w piłkę na najwyższym poziomie. O obsadę bramki też nie ma
co się martwić, co więcej, mało która reprezentacja może
pochwalić się takim bogactwem na tej pozycji. Za nami też bardzo
cenne doświadczenie z Euro 2016, gdzie odpadliśmy bardzo pechowo,
przegrywając dopiero po rzutach karnych z późniejszym triumfatorem
całego turnieju, Portugalią, gdzie pokazaliśmy hart ducha, wolę walki
i bardzo dobrą motywację. Selekcjoner Adam Nawałka od dawna
udowadnia, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu,
a jego prezencja, wiedza i podejście do piłkarzy zostawia daleko z
tyłu jego poprzedników, którzy na jego tle wypadają wręcz
karykaturalnie (zwłaszcza pewien Pan, który nie potrafił wyjść z banalnej grupy na Euro). Oczywiście, że łatwo nie będzie – nasza grupa jest
bardzo wyrównana, zarówno Senegal, Kolumbia, jak i Japonia to
drużyny bardzo nieobliczalne i jedyne co nam zostaje to nie
kalkulować i grać w każdym meczu o pełną pulę. Zwłaszcza, że
największą bolączką naszej reprezentacji są problemy z
koncentracją, co nieraz było widać w meczach eliminacyjnych czy
ostatnich spotkaniach towarzyskich. Pierwsze dwa spotkania zagramy w dodatku bez Kamila Glika, a bez niego w defensywie, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt dobrze –
pozostaje mieć nadzieję, że Pazdan znów wzniesie się na wyżyny
swoich możliwości, a Bednarek pokaże, że nie bez powodu zaczął
grać w Premier League. Jednakowoż schematu "mecz otwarcia – mecz
o wszystko – mecz o honor" nie przyjmuję do wiadomości. Za
długo czekałem na kolejny mundial z udziałem Polaków.
Mecz
otwarcia już w ten czwartek – Rosja podejmuje Arabię Saudyjską,
co rozpocznie istną lawinę piłkarskich emocji. Ja od dawna nie
mogę się doczekać, a Wy?
Daniel Włodkowski, aka BZDUR STEJK