Stało się. Oto mój pierwszy post na blogu. Tadaaam! Brzmi to dość
abstrakcyjnie, ale jednak słowo ciałem się stało (cóż za piękna gra
słów). Ok, po kolei - skąd w ogóle pomysł, żeby przelewać swoje myśli na
(elektroniczny) papier?
Smykałkę do pisania przejawiałem już w
latach szczenięcych - kiedy inni bawili się na podwórku, ja, siedząc w
pokoju, potrafiłem pisać wymyślone przez siebie opowiadania albo tworzyć w
zakupionych przez rodziców zeszytach własne egzemplarze mojego
ulubionego komiksu, “Kaczora Donalda”. Wszystko to było oczywiście okraszone
idealną polszczyzną i bezbłędną ortografią, gdyż tę dziedzinę języka
jakoś upodobałem sobie szczególnie, łatwo więc można się domyślić, że
obecnie, w XXI wieku, ciężko jest mi odnaleźć się w internetowej
rzeczywistości. Aha, zanim zostaną wysnute pewne wnioski - na boisko
grać w piłkę też wychodziłem, aż tak źle ze mną nie było.
Pomimo
swojej sympatii do pisania, w szkole wcale najlepszych ocen nie miałem. A
to dlatego, że interpretując dany utwór czy dzieło literackie, zwykle
wysnuwałem własne wnioski, które niestety nijak nie pasowały do
sporządzonego gdzieś w odmętach tego świata magicznego klucza
odpowiedzi. “Co autor miał na myśli”? Taa, jasne. Raczej “co
interpretator-imperator sobie wymyślił”. Zero punktów, panie Danielu. No
nic, nie chcę rozpisywać się na temat forsowania nauki płytkiego
myślenia w szkołach, bo nie tym zamierzam dzielić się na swoim blogu.
Wraz
z pojawieniem się Facebooka i jego wspaniałej opcji, jaką okazało się
zamieszczanie swoich wpisów i komentarzy, mogłem wreszcie się nieco
“wyżyć”. A to skomentowało się mecz reprezentacji i obsmarowało
ówczesnego selekcjonera, a to się poszło do kina i skrobnęło
mini-recenzję, a to posłuchało się nowej płyty dobrego zespołu i
poleciło znajomym. W pewnym momencie z różnych profili znajomych zaczęły
napływać do mnie wiadomości zawierające tajemniczą prośbę: “załóż
bloga”. Przyznaję się bez bicia - w tym temacie byłem mocno do tyłu, a
słowo “blog” kojarzyło mi się raczej ze łzawymi wpisami dorastających
nastolatek, jak to im jest w życiu źle i niedobrze, bo ich “stajl” nie
odpowiada rówieśnikom (straszna ignorancja, wiem). Trochę się zdziwiłem,
gdy po czasie zobaczyłem, jaką markę potrafili sobie wyrobić niektórzy
blogerzy. Apogeum próśb nastąpiło jednak, gdy ma szanowna żona
postanowiła założyć tajną grupę na Facebooku, w której nakazała każdemu
członkowi zaspamować moją tablicę i skrzynkę odbiorczą, abym w końcu
pękł i tego bloga założył. Przyznaję, długo się opierałem. Tak z ponad 2
lata.
Także proszę! Chcieliście bloga, to go będziecie mieli. Nie
obiecuję, że będę pisał codziennie, zamierzam stawiać na jakość, a nie
ilość wpisów, no i przede wszystkim aktywność uzależnię od
mojego humoru, a jest on dość zmienny (he he he). Zapewne myślicie sobie:
“a o czym ten blog?”. Mam kilka pasji, ale 3 wyróżniają się
szczególnie: film, sport (z naciskiem na piłkę kopaną) i muzyka. O tym
trzecim raczej za dużo pisać nie będę - nie czuję się autorytetem, jeśli
chodzi o gatunki muzyczne, zwłaszcza, że mój gust jest dość
skonkretyzowany i mało uniwersalny (zupełnie nie odnajduję się w typowej
dla ostatnich lat elektronice), co sprawia, że w tym temacie lepiej
dogadam się z rówieśnikami moich rodziców, aniżeli moimi. Niemniej coś
tam od czasu do czasu skrobnę, wrzucę, może przypomnę. Będzie
sentymentalnie. A film i sport? Kto mnie zna, ten mniej więcej wie, że
potrafię na ten temat pisać dużo. No cóż… pożyjemy, zobaczymy.
I na
koniec - dlaczego taka nazwa bloga? Kto myślał, że będzie to strona
kulinarna, niestety srogo się zawiedzie. Na gotowaniu znam się tyle, co
Nowozelandczyk na skokach narciarskich. Za to lubię jeść. Zwłaszcza
steki. A w dzisiejszych czasach wpis na Facebooku bądź forum,
zawierający co najmniej kilka tysięcy znaków, to dla wielu zwyczajny stek bzdur. “Coś tam sobie napisał, a pewnie nawet się na tym nie zna”. No właśnie. Ja tam się nie znam, ale
sobie popiszę. Kto spędził ze mną trochę czasu, ten wie, że sarkazm i
cynizm to moi dobrzy przyjaciele. Nazwa jest więc, jak widać, mocno
ironiczna, dodatkowo wyłoniona w trakcie głosowania wśród znajomych i
dość odpowiednia dla typowych dla mnie przydługich, mądralińskich
wpisów.
Jeśli więc dotarłeś do końca tego tekstu, gratuluję! Możesz
czytać mojego bloga! Jednak jeżeli nie będziesz się zgadzał z tym, co
napiszę, z góry proszę Cię - nie hejtuj. Lubię dyskutować, polemizować,
ale nienawidzę nieuzasadnionej krytyki i internetowego buractwa. Jeśli
zupełnie nie interesuje Cię to, co będę tu zamieszczał… po prostu nie
czytaj. Zaoszczędzisz sobie czasu i nerwów.
Nie pozostaje mi zatem
nic innego jak zaprosić Was wszystkich do czytania moich wypocin, a
także polecania i udostępniania - w końcu jak już zacząłem pisać, to
niech dotrze to do jak najszerszego grona odbiorców!
Pozdrawiam,
Daniel Wu. AKA Bzdur Stejk.
Bardzo ładnie!
OdpowiedzUsuńPS Wnoszę o wolność słowa w komentarzach!
Daniel, już jestem twoją wierną fanką. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńDaniel, już jestem twoją wierną fanką. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńPiszesz, że chcesz stawiać na jakość, więc:
OdpowiedzUsuń(...) kiedy inni bawili się na podwórku, ja, siedząc w pokoju [przecinek] potrafiłem pisać wymyślone (...)
No cóż… pożyjemy, zobaczymy. – „Pożyjemy” wielką literą.
Zamień jeszcze dywizy (-) na myślniki (–), cudzysłów angielski (" ") na polski („ ”), a cyfry pisz słownie i będzie pięknie.
Kurde, nie wiedziałam, że tak dobrze piszesz. Masz lekkie pióro, dobrze się czyta. No i jest co czytać. Na pewno będę wpadać.
Pozdrawiam!
Nitpicking Queen
W tym przypadku po wielokropku nie stawiamy wielkiej litery ;) co do strony typowo technicznej na blogu, cały czas ją poznaję, więc z czasem na pewno parę rzeczy poprawię - w świecie blogów jestem nowy ;) a pisząc o jakości głównie chodzi mi o wysoki poziom samego tekstu, a nie dziesiątki nudnych, co chwilę wrzucanych postów. Co oczywiście nie oznacza, że nie zależy mi na stronie językowej, którą traktuję poważnie i przed publikacją sprawdzam tekst 2-3 razy (co jak widać, wcale nie gwarantuje absolutnie bezbłędnej treści).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również ;)
Sprawnie
OdpowiedzUsuńktoś tam jednak skakał w tej Nowej Zelandii :D dawno ale skakał :D hahaha https://pl.wikipedia.org/wiki/Krajowe_rekordy_w_d%C5%82ugo%C5%9Bci_skoku_narciarskiego_m%C4%99%C5%BCczyzn
OdpowiedzUsuńHaha, brawo za to znalezisko ;) to właśnie do tego "rekordu" piłem między wierzami, stosując moje porównanie ;)
Usuńwierszami*
Usuńskusiłeś żeby sprawdzić :D
UsuńBardzo proszę o jeden wpis dotyczący kotów! :D
OdpowiedzUsuń