poniedziałek, 1 maja 2017

Komu Ligę Mistrzów, komu?


Źródło: http://img.uefa.com

W walce o najbardziej prestiżowe trofeum w klubowej piłce pozostały już tylko cztery drużyny. W takiej chwili zwykło się mówić, że mamy do czynienia już tylko z najlepszymi, ale czy tym razem aby na pewno? Większość z nas wie, w jakich okolicznościach zakończyły się niektóre spotkania ćwierćfinałowe, zwłaszcza te z udziałem drużyn niemieckich; więcej niż o piłce mówiło się o skandalicznym sędziowaniu w meczu Real – Bayern czy zamachach na autokar piłkarzy Borussi Dortmund. Czasu jednak nie cofniemy, trzeba grać dalej, a przed nami jeszcze pięć fascynujących spotkań na najwyższym poziomie. I oby mówiło się po nich tylko o sprawach czysto sportowych.
Chciałbym poniżej przedstawić oraz omówić obie pary półfinałowe. Pozwoliłem sobie również poczynić małe typowanie, a w nawiasie zamieściłem szacowane przeze mnie szanse danej drużyny na końcowy triumf.

Real Madryt (25 % na zwycięstwo w LM) – Atletico Madryt (25 %)

Źródło: http://www.tapps.pl

Szykuje nam się niezwykle wyrównany dwumecz. Real i Atletico spotykają się ze sobą już po raz trzeci w przeciągu ostatnich czterech lat, jednak tym razem nie w finale, ale już na etapie półfinału. Jak większość z nas wie, w obu finałach lepszy okazał się Real, jednak za każdym razem były to spotkania bardzo wyrównane i rozstrzygane w dramatycznych okolicznościach. W 2014 roku piłkarze Atletico już witali się z pucharem, kiedy to w jednej z ostatnich akcji Sergio Ramos wyrównał stan rywalizacji na 1:1, a w dogrywce rozbici mentalnie zawodnicy z Estadio Vicente Calderon dali sobie strzelić trzy gole (w tym dwa już w samej końcówce). Jeszcze bardziej emocjonujący przebieg miał finał zeszłoroczny. Real ukłuł tym razem jako pierwszy (znów za sprawą Ramosa), jednak druga połowa od samego początku stała pod znakiem ataków Atletico. Najpierw rzutu karnego nie wykorzystał Antoine Griezmann, jednak grzechy kolegi odkupił pół godziny później Yannick Carrasco, którego bramka zadecydowała o kolejnej dogrywce w starciu obu drużyn z Madrytu. Pół godziny dodatkowego czasu nie wyłoniło zwycięzcy, więc w tym wypadku koniecznym okazało się rozegranie serii rzutów karnych. W niej lepsi okazali się zawodnicy Realu, którym wydatnie pomagał tajemniczo sparaliżowany Jan Oblak (wyglądało, jakby nagle zapomniał, jak się broni), a piłkarze Diego Simeone ponownie musieli obejść się ze smakiem.
Tegoroczny półfinał będzie stał pod znakiem chęci wyrównania rachunków za ostatnie starcia. Jest to zresztą ostatni dzwonek dla obecnego składu Atletico, aby coś jeszcze zdziałać na arenie międzynarodowej. Największa gwiazda drużyny, Antoine Griezmann, od dłuższego czasu jest wymieniany jako jeden z najbardziej łakomych kąsków na rynku transferowym. Nazwisko Yannicka Carrasco również co chwilę pojawia się wśród tego typu spekulacji, podobnie zresztą jak Jan Oblak, Saul Niguez czy Koke. Triumf w rozgrywkach być może pozwoliłby zachować szkielet drużyny i zatrzymać największe gwiazdy w zespole, jednak kolejny brak zwycięstwa najprawdopodobniej da sygnał co poniektórym, że w tym klubie więcej już po prostu nie osiągną. Pojawia się też zasadnicze pytanie, czy po ewentualnej porażce główny architekt sukcesów Atletico, charyzmatyczny trener Diego Simeone, będzie miał jeszcze motywację do prowadzenia drużyny, z której i tak wycisnął niesamowicie dużo.

Źródło: http://dailysportek.com

Inaczej wygląda sprawa w obozie rywala zza miedzy Atletico, czyli Realu. „Królewscy” chcą śrubować rekord triumfów w Lidze Mistrzów (w tej chwili mają ich aż jedenaście, drugi w klasyfikacji Milan wygrał LM „zaledwie” siedem razy), z pewnością mają apetyt, aby jako pierwsza drużyna od 1990 roku obronić trofeum, oraz przede wszystkim chcą udowodnić, że w półfinale znaleźli się nieprzypadkowo, pomimo ogromnych kontrowersji, jakie pojawiły się w trakcie spotkania ćwierćfinałowego z Bayernem Monachium. Nie chcę się za bardzo rozpisywać na ten temat, bo o ile sportowo Real wyglądał w większości dwumeczu rzeczywiście lepiej, to fakty są jednak takie, że w rewanżu Cristiano Ronaldo strzelił dwie bramki ze spalonego, a wyrzucenie z boiska Arturo Vidala było zwyczajnie nieuczciwe. Możemy gdybać, ale kto wie, jak zakończyłaby się rywalizacja z Chilijczykiem w składzie Bayernu oraz lepsze wywiązywanie się sędziów ze swoich obowiązków; w końcu w drugim spotkaniu drużyna Ancelottiego z Robertem Lewandowskim w składzie zagrała na Estadio Santiago Bernabeu bardzo dobre zawody.
Trzeba uczciwie przyznać, że Real ma bardzo dużo argumentów po swojej stronie – zgrany kolektyw, znakomita druga linia, Cristiano Ronaldo, mocna ławka rezerwowych, ogarniający szatnię pełną gwiazd trener oraz siła samej nazwy. Z drugiej strony niejedna drużyna pokazała w tym roku, że „Królewscy” mają słabe strony – Bale i Benzema od dawna nie grają na swoim normalnym poziomie, CR7 potrafi przejść zupełnie obok spotkania, o ile zostanie odpowiednio pokryty, a Kroosa i Modricia również da się powstrzymać. Jeśli mam być szczery, to właśnie Atletico wydaje się idealną drużyną, która może drużynę Zidane'a wyeliminować. Jestem przekonany, że Diego Simeone odpowiednio zmotywuje swoich zawodników, którzy będą gryźć każdy centymetr kwadratowy boiska, aby tylko dojść do finału. Nie jestem wobec tego w stanie wskazać faworyta tego dwumeczu, szanse oceniam po równo, a o triumfie któregoś z zespołów najprawdopodobniej zadecydują detale.

Juventus Turyn (30 %) - AS Monaco (20 %)

Źródło: http://www.esatoursportevents.com

Ten dwumecz będzie interesował kibiców z naszego kraju szczególnie, gdyż w składzie Monaco występuje Polak, Kamil Glik. Mało kto chyba spodziewał się, że to właśnie lider obrony naszej reprezentacji jako jedyny dojdzie tak daleko w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Pytanie jednak, czy na tym etapie skończy swój udział w tych rozgrywkach? A może Monaco pokusi się o kolejną niespodziankę?
Drużyna z Francji zadziwia w tym roku przede wszystkim swoją grą ofensywną. W czterech ostatnich spotkaniach LM strzeliła rywalom aż dwanaście bramek, a nie grała z byle kim, bo najpierw ich rywalem był naszpikowany gwiazdami Manchester City, a później rozbita mentalnie Borussia Dortmund. Sama drużyna to mieszanka doświadczenia z młodością. Na prawdziwą gwiazdę wyrasta młodziutki Kylian Mbappe, a wielką przyszłość mają przed sobą Bernardo Silva, Fabinho czy Benjamin Mendy. Z drugiej strony o sile zespołu stanowią tacy zaprawieni w boju zawodnicy, jak Radamel Falcao, Joao Moutinho, wspomniany Kamil Glik czy bramkarz Danijel Subasić. Kto jednak ogląda spotkania Monaco uważnie, musi przyznać, że najsłabszą stroną drużyny jest koncentracja zawodników. Aż dziewięć straconych goli w ostatnich czterech spotkaniach chluby defensywie nie przynosi, a kto jak kto, ale Juventus grę z kontry ma opanowaną do perfekcji. Można powiedzieć, że Monaco gra tzw. „wesoły futbol”, oparty na zasadzie „oni nam cztery, to my im pięć goli”. Jest to piłka bardzo widowiskowa i lubiana, jednak w tak decydującym momencie, jak półfinał, może być zwyczajnie zgubna.


Źródło: www.przegladsportowy.pl

Juventus Turyn to, moim zdaniem, główny faworyt tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Zresztą po odpadnięciu Bayernu to właśnie im kibicuję z całego serca. Jest to drużyna bardzo doświadczona i niesamowicie zorganizowana. Dość powiedzieć, że na defensywę „Starej Damy” przez 180 minut nie potrafił znaleźć recepty nikt z trio Messi-Neymar-Suarez (temu trzeciemu w drugim spotkaniu zdążyła już się zresztą udzielać frustracja; na szczęście nikogo tym razem nie ugryzł), a w dziesięciu spotkaniach Buffon wyciągał piłkę z siatki jedynie dwa razy. Obrona Juventusu to w tej chwili chyba najbardziej zgrany kolektyw na świecie – Chiellini i Bonucci tworzą ścianę nie do przejścia, a wspomagają ich doświadczony Dani Alves oraz niezwykle solidny Alex Sandro. O Buffonie pisać wiele nie trzeba. To jeden z najlepszych bramkarzy w historii futbolu, który osiągnął w piłce prawie wszystko, ale Pucharu Mistrzów w rękach jeszcze nie trzymał. Najbliżej tego osiągnięcia był w 2003 roku, kiedy to wraz z Alessandro del Piero i Pavlem Nedvedem ciągnął Juve aż do finału. Szkoda jednak, że w serii rzutów karnych zawodnicy „Bianconeri” zapomnieli, jak strzela się z jedenastu metrów, i chociaż Buffon robił co mógł, to puchar wzniósł Paolo Maldini z Milanu. Ponowna szansa na triumf pojawiła się w 2015 roku, ale niestety tym razem silniejsza od zespołu Allegriego okazała się Barcelona. Właśnie ze względu na Gigiego, wiele osób z piłkarskiego świata kibicuje Juventusowi. Myślę, że bramkarz i człowiek tej klasy, jaką prezentuje Buffon, zasłużył na triumf jak mało kto. Jest on zresztą ostatnim z wielkich golkiperów XXI wieku, który jeszcze nie dostąpił zaszczytu podniesienia „uszatego” pucharu. Ligę Mistrzów wygrywał Kahn, Casillas, van der Sar, Cech, Neuer, Dida, a nawet nasz Jerzy Dudek. Pora zatem, aby do tego grona dołączył także Gigi. 
Poza świetną defensywą, Juve dysponuje wielkim potencjałem w drugiej linii. Sami Khedira to moim zdaniem najsłabsze ogniwo zespołu, ale potrafi pracować na boisku jak mrówka, co często zaciera jego braki techniczne. Miralem Pjanić to uznana już marka w piłce nożnej – dzięki jego solidnej grze w zasadzie nikt już nie pamięta o Paulu Pogbie. Skrzydła Mandżukić-Cuadrado to dość ciekawa mieszanka – niechciany w Bayernie Chorwat przeżywa w Juventusie drugą młodość i świetnie odnajduje się na dość nietypowej dla niego pozycji. Kolumbijczyk z kolei to prawdziwy koszmar dla bocznych obrońców – jest niezwykle szybki, bardzo dobrze drybluje i nie odpuszcza do ostatniej sekundy. Na specjalne wyróżnienie zasługują jednak dwie chyba największe obecnie gwiazdy zespołu, obie zresztą pochodzące z Argentyny. O Paulu Dybali mówi się już, że jest to następca Leo Messiego. Ostatnie miesiące są dla niego wręcz wyborne, a ukoronowaniem znakomitej formy był fenomenalny wręcz występ w pierwszym spotkaniu z Barceloną. Dwa gole oraz nieustanne nękanie obrońców Blaugrany potwierdziło tylko ogromny potencjał, jaki drzemie w tym wciąż młodym zawodniku. Myślę, że wszelkie argumenty przemawiają za tym, iż w przeciągu następnych lat Złota Piłka może trafić właśnie w jego ręce. Juve od tego sezonu może również pochwalić się klasyczną „9” w składzie w osobie Gonzalo Higuaina, jednego z najdroższych piłkarzy w historii (kupionego z Napoli za 90 mln euro). Chociaż może nie czaruje jeszcze tak jak w Napoli, to już można śmiało powiedzieć, że jego transfer był dobrym posunięciem. Mając w składzie napastnika, który w sezonie gwarantuje przynajmniej 30 goli (do tej pory ma na swoim koncie 29), na pewno nie można narzekać.

Od lewej: Antoine Griezmann, Cristiano Ronaldo, Kylian Mbappe, Paulo Dybala.
Źródło: http://i2.irishmirror.ie

Na koniec chciałbym przedstawić jeszcze garść statystyk na temat dotychczasowych osiągnięć omawianych klubów w całej historii Ligi Mistrzów. Zdecydowanie najbardziej utytułowaną drużyną jest Real Madryt, który zresztą prowadzi także w ogólnej klasyfikacji wszech czasów. „Królewscy” grali w finale aż czternastokrotnie, z czego triumfem zakończyli jedenaście decydujących starć (rekord LM). Ostatnią porażkę ponieśli w roku 1981, a pięć ostatnich finałów wygrywali. Juventus Turyn to z kolei jedna z najbardziej pechowych drużyn, jeżeli mówimy o ostatnich spotkaniach sezonu. „Bianconeri” występowali w finale ośmiokrotnie, ale tylko dwa razy udało im się zdobyć upragnione trofeum. Pierwszy triumf miał miejsce po słynnym, niestety tragicznym finale z Liverpoolem na stadionie Heysel (w składzie Juve grał wówczas Zbigniew Boniek), natomiast po raz drugi „Stara Dama” zwyciężyła w 1996 roku z Ajaxem Amsterdam po serii rzutów karnych. Cztery ostatnie finały (1997, 1998, 2003 i 2015) kończyły się porażkami Juventusu.
Czymże jednak jest brak szczęścia Juventusu przy pechu Atletico Madryt? „Los Colchoneros" trzykrotnie dochodzili do finału LM, niestety za każdym razem (w 1974 oraz 2014 i 2016) przegrywali. Żadna inna drużyna nie ma tak złego bilansu w całej historii Champions League. AS Monaco wygląda przy reszcie zespołów jak Kopciuszek. Tylko raz (w 2004 r.) drużynie z księstwa udało się dojść do decydującego spotkania sezonu, jednak tam rewelacja ówczesnych rozgrywek musiała uznać wyższość FC Porto.
Życzę nam wszystkim, aby nadchodzące spotkania Ligi Mistrzów były emocjonujące, obfitowały w mnóstwo znakomitych akcji, pięknych goli i przede wszystkim aby na pierwszym miejscu był tylko i wyłącznie futbol, a nie sytuacje pozaboiskowe czy kontrowersje związane ze skandalicznym sędziowaniem. I niech wygra Juventus!
Pozdrawiam,
Daniel Wu., AKA Bzdur Stejk

2 komentarze:

  1. Wspanialy artykul Danielu! Zgadzam sie z tym co napisales jednak goraco wierze, ze w finale zobaczymy Juve vs Real. No i wspaniale by bylo zobaczyc ten historyczny moment, kiedy to Real obronilby tytul :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ;) ale z jednym się nie zgodzę - puchar ma wznieść ku niebu Gianluigi Buffon! :D

    OdpowiedzUsuń