Źródło: http://img.uefa.com |
W walce o najbardziej prestiżowe trofeum w klubowej piłce pozostały
już tylko cztery drużyny. W takiej chwili zwykło się mówić, że
mamy do czynienia już tylko z najlepszymi, ale czy tym razem aby na
pewno? Większość z nas wie, w jakich okolicznościach zakończyły
się niektóre spotkania ćwierćfinałowe, zwłaszcza te z udziałem
drużyn niemieckich; więcej niż o piłce mówiło się o
skandalicznym sędziowaniu w meczu Real – Bayern czy zamachach na
autokar piłkarzy Borussi Dortmund. Czasu jednak nie cofniemy, trzeba
grać dalej, a przed nami jeszcze pięć fascynujących spotkań na
najwyższym poziomie. I oby mówiło się po nich tylko o sprawach
czysto sportowych.
Chciałbym poniżej przedstawić oraz omówić obie pary
półfinałowe. Pozwoliłem sobie również poczynić małe
typowanie, a w nawiasie zamieściłem szacowane przeze mnie szanse
danej drużyny na końcowy triumf.
Real Madryt (25 % na zwycięstwo w LM) – Atletico Madryt (25 %)
Źródło: http://www.tapps.pl |
Szykuje nam się niezwykle wyrównany dwumecz. Real i Atletico
spotykają się ze sobą już po raz trzeci w przeciągu ostatnich
czterech lat, jednak tym razem nie w finale, ale już na etapie
półfinału. Jak większość z nas wie, w obu finałach lepszy
okazał się Real, jednak za każdym razem były to spotkania bardzo
wyrównane i rozstrzygane w dramatycznych okolicznościach. W 2014
roku piłkarze Atletico już witali się z pucharem, kiedy to w
jednej z ostatnich akcji Sergio Ramos wyrównał stan rywalizacji na
1:1, a w dogrywce rozbici mentalnie zawodnicy z Estadio Vicente
Calderon dali sobie strzelić trzy gole (w tym dwa już w samej
końcówce). Jeszcze bardziej emocjonujący przebieg miał finał
zeszłoroczny. Real ukłuł tym razem jako pierwszy (znów za sprawą
Ramosa), jednak druga połowa od samego początku stała pod znakiem
ataków Atletico. Najpierw rzutu karnego nie wykorzystał Antoine
Griezmann, jednak grzechy kolegi odkupił pół godziny później
Yannick Carrasco, którego bramka zadecydowała o kolejnej dogrywce w
starciu obu drużyn z Madrytu. Pół godziny dodatkowego czasu nie
wyłoniło zwycięzcy, więc w tym wypadku koniecznym okazało się
rozegranie serii rzutów karnych. W niej lepsi okazali się zawodnicy
Realu, którym wydatnie pomagał tajemniczo sparaliżowany Jan Oblak
(wyglądało, jakby nagle zapomniał, jak się broni), a piłkarze
Diego Simeone ponownie musieli obejść się ze smakiem.
Tegoroczny półfinał będzie stał pod znakiem chęci wyrównania
rachunków za ostatnie starcia. Jest to zresztą ostatni dzwonek dla
obecnego składu Atletico, aby coś jeszcze zdziałać na arenie
międzynarodowej. Największa gwiazda drużyny, Antoine Griezmann, od
dłuższego czasu jest wymieniany jako jeden z najbardziej łakomych
kąsków na rynku transferowym. Nazwisko Yannicka Carrasco również
co chwilę pojawia się wśród tego typu spekulacji, podobnie
zresztą jak Jan Oblak, Saul Niguez czy Koke. Triumf w rozgrywkach
być może pozwoliłby zachować szkielet drużyny i zatrzymać
największe gwiazdy w zespole, jednak kolejny brak zwycięstwa
najprawdopodobniej da sygnał co poniektórym, że w tym klubie
więcej już po prostu nie osiągną. Pojawia się też zasadnicze
pytanie, czy po ewentualnej porażce główny architekt sukcesów
Atletico, charyzmatyczny trener Diego Simeone, będzie miał jeszcze
motywację do prowadzenia drużyny, z której i tak wycisnął
niesamowicie dużo.
Źródło: http://dailysportek.com |
Inaczej wygląda sprawa w obozie rywala zza miedzy Atletico, czyli
Realu. „Królewscy” chcą śrubować rekord triumfów w Lidze
Mistrzów (w tej chwili mają ich aż jedenaście, drugi w
klasyfikacji Milan wygrał LM „zaledwie” siedem razy), z
pewnością mają apetyt, aby jako pierwsza drużyna od 1990 roku
obronić trofeum, oraz przede wszystkim chcą udowodnić, że w
półfinale znaleźli się nieprzypadkowo, pomimo ogromnych
kontrowersji, jakie pojawiły się w trakcie spotkania
ćwierćfinałowego z Bayernem Monachium. Nie chcę się za bardzo
rozpisywać na ten temat, bo o ile sportowo Real wyglądał w
większości dwumeczu rzeczywiście lepiej, to fakty są jednak
takie, że w rewanżu Cristiano Ronaldo strzelił dwie bramki ze
spalonego, a wyrzucenie z boiska Arturo Vidala było zwyczajnie
nieuczciwe. Możemy gdybać, ale kto wie, jak zakończyłaby się
rywalizacja z Chilijczykiem w składzie Bayernu oraz lepsze wywiązywanie się sędziów ze swoich obowiązków; w końcu w drugim
spotkaniu drużyna Ancelottiego z Robertem Lewandowskim w składzie
zagrała na Estadio Santiago Bernabeu bardzo dobre zawody.
Trzeba uczciwie przyznać, że Real ma bardzo dużo argumentów po
swojej stronie – zgrany kolektyw, znakomita druga linia, Cristiano
Ronaldo, mocna ławka rezerwowych, ogarniający szatnię pełną
gwiazd trener oraz siła samej nazwy. Z drugiej strony niejedna
drużyna pokazała w tym roku, że „Królewscy” mają słabe
strony – Bale i Benzema od dawna nie grają na swoim normalnym
poziomie, CR7 potrafi przejść zupełnie obok spotkania, o ile
zostanie odpowiednio pokryty, a Kroosa i Modricia również da się
powstrzymać. Jeśli mam być szczery, to właśnie Atletico wydaje
się idealną drużyną, która może drużynę Zidane'a
wyeliminować. Jestem przekonany, że Diego Simeone odpowiednio
zmotywuje swoich zawodników, którzy będą gryźć każdy centymetr
kwadratowy boiska, aby tylko dojść do finału. Nie jestem wobec
tego w stanie wskazać faworyta tego dwumeczu, szanse oceniam po
równo, a o triumfie któregoś z zespołów najprawdopodobniej
zadecydują detale.
Juventus Turyn (30 %) - AS Monaco (20 %)
Źródło: http://www.esatoursportevents.com |
Ten dwumecz będzie interesował kibiców z naszego kraju
szczególnie, gdyż w składzie Monaco występuje Polak, Kamil Glik.
Mało kto chyba spodziewał się, że to właśnie lider obrony
naszej reprezentacji jako jedyny dojdzie tak daleko w tegorocznej
edycji Ligi Mistrzów. Pytanie jednak, czy na tym etapie skończy
swój udział w tych rozgrywkach? A może Monaco pokusi się o
kolejną niespodziankę?
Drużyna z Francji zadziwia w tym roku przede wszystkim swoją grą
ofensywną. W czterech ostatnich spotkaniach LM strzeliła rywalom aż
dwanaście bramek, a nie grała z byle kim, bo najpierw ich rywalem
był naszpikowany gwiazdami Manchester City, a później rozbita
mentalnie Borussia Dortmund. Sama drużyna to mieszanka doświadczenia
z młodością. Na prawdziwą gwiazdę wyrasta młodziutki Kylian
Mbappe, a wielką przyszłość mają przed sobą Bernardo Silva,
Fabinho czy Benjamin Mendy. Z drugiej strony o sile zespołu stanowią
tacy zaprawieni w boju zawodnicy, jak Radamel Falcao, Joao Moutinho,
wspomniany Kamil Glik czy bramkarz Danijel Subasić. Kto jednak ogląda
spotkania Monaco uważnie, musi przyznać, że najsłabszą stroną
drużyny jest koncentracja zawodników. Aż dziewięć straconych
goli w ostatnich czterech spotkaniach chluby defensywie nie przynosi,
a kto jak kto, ale Juventus grę z kontry ma opanowaną do perfekcji.
Można powiedzieć, że Monaco gra tzw. „wesoły futbol”, oparty
na zasadzie „oni nam cztery, to my im pięć goli”. Jest to piłka
bardzo widowiskowa i lubiana, jednak w tak decydującym momencie, jak
półfinał, może być zwyczajnie zgubna.
Źródło: www.przegladsportowy.pl |
Juventus Turyn to, moim zdaniem, główny faworyt tegorocznej edycji
Ligi Mistrzów. Zresztą po odpadnięciu Bayernu to właśnie im kibicuję z
całego serca. Jest to drużyna bardzo doświadczona i niesamowicie
zorganizowana. Dość powiedzieć, że na defensywę „Starej Damy”
przez 180 minut nie potrafił znaleźć recepty nikt z trio
Messi-Neymar-Suarez (temu trzeciemu w drugim spotkaniu zdążyła już
się zresztą udzielać frustracja; na szczęście nikogo tym razem
nie ugryzł), a w dziesięciu spotkaniach Buffon wyciągał piłkę z
siatki jedynie dwa razy. Obrona Juventusu to w tej chwili chyba
najbardziej zgrany kolektyw na świecie – Chiellini i Bonucci
tworzą ścianę nie do przejścia, a wspomagają ich doświadczony
Dani Alves oraz niezwykle solidny Alex Sandro. O Buffonie pisać
wiele nie trzeba. To jeden z najlepszych bramkarzy w historii
futbolu, który osiągnął w piłce prawie wszystko, ale Pucharu
Mistrzów w rękach jeszcze nie trzymał. Najbliżej tego osiągnięcia
był w 2003 roku, kiedy to wraz z Alessandro del Piero i Pavlem
Nedvedem ciągnął Juve aż do finału. Szkoda jednak, że w serii rzutów
karnych zawodnicy „Bianconeri” zapomnieli, jak strzela się z
jedenastu metrów, i chociaż Buffon robił co mógł, to puchar
wzniósł Paolo Maldini z Milanu. Ponowna szansa na triumf pojawiła
się w 2015 roku, ale niestety tym razem silniejsza od zespołu
Allegriego okazała się Barcelona. Właśnie ze względu na Gigiego,
wiele osób z piłkarskiego świata kibicuje Juventusowi. Myślę, że
bramkarz i człowiek tej klasy, jaką prezentuje Buffon, zasłużył na
triumf jak mało kto. Jest on zresztą ostatnim z wielkich golkiperów
XXI wieku, który jeszcze nie dostąpił zaszczytu podniesienia
„uszatego” pucharu. Ligę Mistrzów wygrywał Kahn, Casillas, van
der Sar, Cech, Neuer, Dida, a nawet nasz Jerzy Dudek. Pora zatem, aby
do tego grona dołączył także Gigi.
Poza świetną defensywą,
Juve dysponuje wielkim potencjałem w drugiej linii. Sami Khedira to
moim zdaniem najsłabsze ogniwo zespołu, ale potrafi pracować na
boisku jak mrówka, co często zaciera jego braki techniczne. Miralem
Pjanić to uznana już marka w piłce nożnej – dzięki jego
solidnej grze w zasadzie nikt już nie pamięta o Paulu Pogbie.
Skrzydła Mandżukić-Cuadrado to dość ciekawa mieszanka –
niechciany w Bayernie Chorwat przeżywa w Juventusie drugą młodość
i świetnie odnajduje się na dość nietypowej dla niego pozycji.
Kolumbijczyk z kolei to prawdziwy koszmar dla bocznych obrońców –
jest niezwykle szybki, bardzo dobrze drybluje i nie odpuszcza do
ostatniej sekundy. Na specjalne wyróżnienie zasługują jednak dwie
chyba największe obecnie gwiazdy zespołu, obie zresztą pochodzące
z Argentyny. O Paulu Dybali mówi się już, że jest to następca
Leo Messiego. Ostatnie miesiące są dla niego wręcz wyborne, a
ukoronowaniem znakomitej formy był fenomenalny wręcz występ w
pierwszym spotkaniu z Barceloną. Dwa gole oraz nieustanne nękanie
obrońców Blaugrany potwierdziło tylko ogromny potencjał, jaki
drzemie w tym wciąż młodym zawodniku. Myślę, że wszelkie argumenty przemawiają za tym, iż w przeciągu
następnych lat Złota Piłka może trafić właśnie w jego ręce. Juve od tego sezonu może również
pochwalić się klasyczną „9” w składzie w osobie Gonzalo
Higuaina, jednego z najdroższych piłkarzy w historii (kupionego z Napoli
za 90 mln euro). Chociaż może nie czaruje jeszcze tak jak w Napoli,
to już można śmiało powiedzieć, że jego transfer był dobrym
posunięciem. Mając w składzie napastnika, który w sezonie
gwarantuje przynajmniej 30 goli (do tej pory ma na swoim koncie 29),
na pewno nie można narzekać.
Od lewej: Antoine Griezmann, Cristiano Ronaldo, Kylian Mbappe, Paulo Dybala. Źródło: http://i2.irishmirror.ie |
Na koniec chciałbym przedstawić jeszcze garść statystyk na temat dotychczasowych osiągnięć omawianych klubów w całej
historii Ligi Mistrzów. Zdecydowanie najbardziej utytułowaną
drużyną jest Real Madryt, który zresztą prowadzi także w ogólnej
klasyfikacji wszech czasów. „Królewscy” grali w finale aż
czternastokrotnie, z czego triumfem zakończyli jedenaście
decydujących starć (rekord LM). Ostatnią porażkę ponieśli w
roku 1981, a pięć ostatnich finałów wygrywali. Juventus Turyn to
z kolei jedna z najbardziej pechowych drużyn, jeżeli mówimy o
ostatnich spotkaniach sezonu. „Bianconeri” występowali w finale
ośmiokrotnie, ale tylko dwa razy udało im się zdobyć upragnione
trofeum. Pierwszy triumf miał miejsce po słynnym, niestety
tragicznym finale z Liverpoolem na stadionie Heysel (w składzie Juve
grał wówczas Zbigniew Boniek), natomiast po raz drugi „Stara
Dama” zwyciężyła w 1996 roku z Ajaxem Amsterdam po serii rzutów
karnych. Cztery ostatnie finały (1997, 1998, 2003 i 2015) kończyły
się porażkami Juventusu.
Czymże
jednak jest brak szczęścia Juventusu przy pechu Atletico Madryt? „Los Colchoneros" trzykrotnie dochodzili do
finału LM, niestety za każdym razem (w 1974 oraz 2014 i 2016)
przegrywali. Żadna inna drużyna nie ma tak złego bilansu w całej
historii Champions League. AS Monaco wygląda przy reszcie zespołów
jak Kopciuszek. Tylko raz (w 2004 r.) drużynie z księstwa udało
się dojść do decydującego spotkania sezonu, jednak tam rewelacja
ówczesnych rozgrywek musiała uznać wyższość FC Porto.
Życzę
nam wszystkim, aby nadchodzące spotkania Ligi Mistrzów były
emocjonujące, obfitowały w mnóstwo znakomitych akcji, pięknych
goli i przede wszystkim aby na pierwszym miejscu był tylko i
wyłącznie futbol, a nie sytuacje pozaboiskowe czy kontrowersje
związane ze skandalicznym sędziowaniem. I niech wygra Juventus!
Pozdrawiam,
Daniel Wu., AKA Bzdur Stejk
Daniel Wu., AKA Bzdur Stejk
Wspanialy artykul Danielu! Zgadzam sie z tym co napisales jednak goraco wierze, ze w finale zobaczymy Juve vs Real. No i wspaniale by bylo zobaczyc ten historyczny moment, kiedy to Real obronilby tytul :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) ale z jednym się nie zgodzę - puchar ma wznieść ku niebu Gianluigi Buffon! :D
OdpowiedzUsuń